Francja: Ruch przeciwko reformie emerytalnej

:

U progu powstania?

Categories:

We Francji wybuchła nowa fala protestów przeciwko rządowi Emmanuela Macrona w odpowiedzi na niepopularną reformę emerytalną. Zapowiada się, że będą to najpotężniejsze zamieszki we Francji od czasu ruchu Żółtych Kamizelek. W poniższym wprowadzeniu i tłumaczeniu badamy korzenie, formy i perspektywy tego ruchu.

Wprowadzenie

Te skurwysyny dobrze to wiedzą: to, czego obawiali się w quasi-insurekcji z 2018 roku, to nie tyle podmiot społeczny - czegokolwiek by nie mówiła najgorsza lewicowa socjologia - ani nawet zbiór praktyk. To była nierządność, zdeterminowana i rozproszona. Fala nienawiści [La Haine] do neoliberalnego wszechświata.

-La Haine

Po dwóch miesiącach tradycyjnych protestów i okazjonalnych strajków inscenizowanych przez intersyndicale (koordynację ośmiu największych krajowych związków zawodowych we Francji), ruch przeciwko reformie emerytalnej rządu Macrona stanął w miejscu, gdy Elizabeth Borne (premierka i szefowa rządu) ogłosiła, że zamierza wykorzystać artykuł 49.3 Konstytucji, aby wprowadzić reformę emerytalną bez przeprowadzenia głosowania w Zgromadzeniu Narodowym.

W ciągu tych pierwszych dwóch miesięcy na ulice wyszła duża liczba ludzi, ale mimo publicznego poparcia, protesty i strajki nie były bojowe. Deputowani w Zgromadzeniu Narodowym byli jednak podzieleni; istniała możliwość, że większość będzie przeciwna reformie emerytalnej, więc Borne ich obeszła. Ustawa musi jeszcze zostać zatwierdzona przez Senat, ale na razie to nieistotne. Francuscy deputowani przeciwni Macronowi i Borne złożyli wniosek o wotum nieufności, co spowodowałoby odsunięcie rządu Borne od władzy.

W nocy z czwartku na piątek, 16 marca, ludzie spontanicznie zgromadzili się w symbolicznych miejscach w Paryżu i innych miastach, aby zaprotestować przeciwko stosowaniu artykułu 49.3. W miarę upływu nocy odmawiali opuszczenia miejsca zgromadzenia, mimo że policja stawała się coraz bardziej agresywna. W końcu aresztowała ona wiele osób w całej Francji - prawie 300 w samym Paryżu - z których prawie wszystkie zostały zwolnione bez zarzutów następnego dnia.

Podczas weekendu wybuchły spontaniczne protesty uliczne (les “manifs sauvages”), które wykorzystały strajk śmieciarzy i wypełniły ulice Paryża płonącymi śmietnikami. W miarę jak nasila się przemoc ze strony policji, ważną rolę techniczną odgrywa “spontaniczny” aspekt tych protestów. Większość masowych protestów we Francji, takich jak te, które miały miejsce przed czwartkiem, to “déclarées” - grupy rejestrują je wcześniej na policji. Spontaniczne protesty są legalne, ale ramy represji są mniej jasne niż w przypadku autoryzowanych demonstracji. Jest to duży problem: sądy muszą jeszcze rozstrzygnąć, czy można zostać aresztowanym za samo przebywanie w pobliżu spontanicznego protestu, jakie powinny być konsekwencje za prowadzenie spontanicznego protestu, czy francuskie konstytucyjne prawo do demonstracji obejmuje spontaniczne protesty i jak policja może legalnie identyfikować ludzi biorących udział tych protestach.

Co więcej, wszystkie autoryzowane protesty mają ustalone miejsce lub trasę, podczas gdy obecne spontaniczne protesty są nieprzewidywalne. Nie zbiegają się w strategicznym miejscu, ani nie mają konkretnego celu poza nękaniem policjantów. Grupy liczące od stu do tysiąca osób przemieszczają się w różnych kierunkach wokół danego obszaru, barykadując ulice, tagując i podpalając rzeczy. Tak jak to miało miejsce podczas powstania George’a Floyda w 2020 roku w Stanach Zjednoczonych, policja nie jest w stanie powstrzymać i kontrolować kilku grup jednocześnie.

“Możemy poradzić sobie z jednym 10-tysięcznym protestem, ale dziesięć 1000-osobowych protestów w całym mieście nas przerośnie”.

-Policjant LAPD, summer 2020

Im bardziej policjanci są zmęczeni, tym bardziej stają się brutalni. Ludzie są bardzo odważni, ale odnoszą też poważne obrażenia i doznają urazów.

Te spontaniczne protesty uliczne mają miejsce w nocy, podczas gdy wczesnym rankiem i w ciągu dnia nasila się strajk, w miarę jak ludzie organizują coraz więcej blokad. Strajk rozpoczął się przed zastosowaniem artykułu 49.3 w zeszły czwartek. Główne sektory, które biorą w nim udział to przetwarzanie śmieci (zbieranie i spalanie), dystrybucja paliw (rafinerie i transport) oraz transport publiczny (transport miejski, pociągi i lotniska).

Związki zawodowe wezwały do ogólnokrajowego strajku w najbliższy czwartek, 23 marca. Kiedy przywódcy ogłosili to w zeszłym tygodniu, wyglądało to na wysiłek pacyfikacyjny, mający na celu usunięcie ludzi z ulic, ale ponieważ ludzie nie przestali wychodzić na ulice, to stanowi to teraz okazję do eskalacji. Spodziewamy się, że kraj zostanie zablokowany, a związki zawodowe zostaną zdominowane przez spontaniczne akcje bezpośrednie w całym kraju, obejmujące zarówno grupy autonomiczne, jak i lokalne oddziały związków zawodowych. To już się zaczęło dziać - na przykład w Fos-sur-Mer lub w Rennes.

Osobami prowadzącymi strajk w Paryżu są śmieciarze, pracujący w trzech różnych miejscach. Strajkują od 7 marca i od tego czasu utrzymują pikiety. Tylko jedna z nich została naruszona przez policję i od tego czasu została odtworzona. Potrzebują pieniędzy, by kontynuować strajk. W pewnym sensie stali się gwiazdami ruchu, ponieważ śmieci gromadzące się na ulicach Paryża stanowiły idealny materiał do podpalania dla nocnych tłumów - nieskończenie długo uzupełnialny zasób, dopóki działają śmieciarki.

Odrobinę generalizując, to ludzie na pikietach to robotnicy i lewicowcy różnych opcji, podczas gdy ci, którzy biegają po ulicach w nocy, są młodsi i bardziej awanturniczy. Grupy te nie są do siebie nastawione antagonistycznie, co nie zawsze miało miejsce we francuskim krajobrazie politycznym. Ludzie zdają się cieszyć ze spotykania się, kiedy i gdzie tylko mogą; nie ma żadnych zgromadzeń ogólnych, które łączyłyby wszystkie pokolenia, ale ani związki zawodowe, ani starsi lewicowcy nie potępiają nocnych zamieszek.

W ciągu poprzednich miesięcy wywiązała się dyskusja o tym, jak COVID-19 spowodował przerwę w przekazywaniu technik, historii i kultury walki w kręgach francuskich aktywistów i jak doprowadziło to do rozpowszechniania się scentralizowanej (i szczerze mówiąc, nudnej) polityki na wielu uniwersytetach. Obserwujemy, jak powstają w tym ruchu nowe formacje polityczne i odbywają się zdecentralizowane i autonomiczne eksperymenty z działaniami bezpośrednimi i oporem; wszystko to ujawnia ograniczenia tradycyjnych środków kontroli i represji. Wydarzenia ostatniego tygodnia pokazują, że możemy odłożyć na bok wszelkie obawy o bierność młodego pokolenia.

W ostatni poniedziałek Zgromadzenie Narodowe zagłosowało na korzyść rządu, co jeszcze bardziej oburzyło ludzi. Fakt, że rząd Macrona i Borne’a pozostaje u władzy sprawi, że niepewna równowaga między agendami nacjonalistów i lewicowców będzie na razie stabilna. Ale na jak długo?

Podobnie jak w ruchu Żółtych Kamizelek z 2018 roku, siłą napędową tych protestów jest nacjonalizm. Choć nikt nie wyciągnął jeszcze francuskich flag, to wkrótce mogą się one pojawić. Na dobre lub na złe, od czasu Żółtych Kamizelek, główny nurt francuskiej wyobraźni politycznej jest prawie całkowicie skupiony na Rewolucji Francuskiej. Ludzie wzywają do ścięcia Macrona, do ochrony świętego honoru francuskiej demokracji i tak dalej. Wszystko to idzie w parze z szerokim i - jak dotąd - zróżnicowanym nacjonalizmem, a w gotowości do wykorzystania sytuacji czeka skrajnie prawicowa partia Marine Le Pen, Rassemblement National.

Aby dalej rosnąć, ruch będzie musiał pokonać swoje obecne ograniczenia. Jak dotąd w zamieszkach i blokadach uczestniczyli w większości biali; większość pracujących osób koloru i tak nie skorzysta z obecnego systemu emerytalnego. Dopóki nie będą pewne, co mogą zyskać dzięki temu ruchowi, prawdopodobnie nie wyjdą na ulice, a to zmniejszy możliwość wybuchu powstania. Inna kwestia jest też taka, że choć faktycznie napływały dramatyczne obrazy z Paryża i innych dużych miast, to w przeciwieństwie do Żółtych Kamizelek, ten ruch się w nich rozpoczął i nie wiadomo, jak bardzo rozprzestrzeni się na bardziej wiejskie obszary kraju.

Nie wiadomo też, jak nowa runda niepokojów we Francji wpłynie na ruchy w innych częściach świata. Rytm niepokojów we Francji generalnie nie jest zsynchronizowany z wydarzeniami politycznymi w innych krajach. Ruch Occupy i jego odpowiedniki miały miejsce w Hiszpanii, Grecji, Stanach Zjednoczonych, a nawet Niemczech w 2011 roku, ale francuski odpowiednik, Nuit Debout, miał miejsce całe pięć lat później; ruch Żółtych Kamizelek rozpoczął się rok przed większością globalnych rewolt 2019 roku. Ale wraz z odzyskującymi parę ruchami w Grecji i innych miejscach, wydarzenia we Francji mogą przyczynić się do kształtowania powszechnej wyobraźni na całym świecie. Żadne z napięć, które katalizowały tak globalne rewolty z 2019 roku, jak i powstanie George’a Floyda z 2020 roku nie zostało rozładowane. Od Stanów Zjednoczonych i Francji po Rosję i Iran, rządy po prostu próbowały stłumić sprzeciw brutalną siłą, podczas gdy ludzie powoli, ale stale, są coraz bardziej zdesperowani i wściekli.

W krótkiej perspektywie towarzysze we Francji mają nadzieję na zbudowanie siły, która pozwoli im oprzeć się nadchodzącym represyjnym przepisom wymierzonym w migrantów, osoby nieudokumentowane, bezdomne i lokatorów, nad którymi pracuje rząd Macrona i Borne’a. Wielu ludzi w Paryżu i sąsiednich regionach myśli także o walce z przygotowaniami miasta do Igrzysk Olimpijskich latem 2024 roku. Gdy eksmisje, niszczenie parków i przestrzeni publicznych oraz budowa ogromnej i niepotrzebnej infrastruktury na północnych przedmieściach Paryża jest bronią i środkiem kontroli oraz oczyszczania tradycyjnie robotniczych dzielnic, odzyskiwanie ulic staje się pilną kwestią.

Ruch Nuit Debout z 2016 roku, będący częścią oporu wobec wprowadzonego w tamtym roku prawa pracy z wykorzystaniem artykułu 49.3, jest jednym z precedensów dla powstającego dziś ruchu.


Czy to koniec makronka?

Tłumaczenie “La macronie, bientôt finie?”

Ogłoszenie z czwartku 16 marca - że rząd wykorzysta artykuł 49.3 Konstytucji, aby narzucić swoją reformę emerytalną bez głosowania w Zgromadzeniu Narodowym - nadało ruchowi protestacyjnemu nowy wymiar. Pomimo ostrych represji, dziwna mieszanka gniewu i radości rozprzestrzeniła się po całym kraju: spontaniczne demonstracje, blokady-niespodzianki głównych dróg, wtargnięcia do centrów handlowych lub na tory kolejowe, wyrzucanie śmieci do biur poselskich, nocne pożary śmieci, celowe przerwy w dostawie prądu i wiele innych. Sytuacja stała się nieopanowalna, a prezydent nie ma żadnego planu poza zapewnieniem, że za wszelką cenę się utrzyma i nie będzie wahał się przed użyciem przemocy. Najbliższe dni będą więc decydujące: albo ruch zużyje swoją energię - choć wszystko wskazuje na coś przeciwnego - albo rządy Macrona upadną. W tym tekście postaramy się przedstawić raport z postępów, analizując zaangażowane siły, ich strategie, a także ich krótko- i średnioterminowe cele.

Sam przeciwko wszystkim

Jeśli weźmiemy pod uwagę dwie oficjalnie zaangażowane siły, sytuacja jest wyjątkowa, ponieważ żadna z nich nie może pozwolić sobie na przegraną. Z jednej strony mamy “ruch społeczny”, o którym często myślimy, że zniknął, ale który zawsze powraca z braku czegoś lepszego. Najbardziej optymistyczni widzą w tym powrocie niezbędny wstęp do zbudowania takiej relacji sił, która mogłaby utorować drogę do powstania, a nawet rewolucji. Z kolei najbardziej pesymistyczni uważają, że jest wręcz przeciwnie - że od samego początku jest on skompromitowany, i że kanalizowanie i rytualizacja powszechnego niezadowolenia pomaga w zarządzaniu panującym porządkiem, a więc do jego utrzymaniu i wzmocnieniu.

Tak czy inaczej, na papierze ten “ruch społeczny” ma wszystko, by wygrać: związki zawodowe są zjednoczone, demonstracje liczne, opinia publiczna w dużej mierze mu sprzyja, a chociaż rząd został wybrany demokratycznie, jest w zdecydowanej mniejszości. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na jego powodzenie. Jeśli więc w tak obiektywnie sprzyjających warunkach “ruch społeczny” przegra, to znaczy, że już nigdy nie będzie mógł o niczym marzyć ani przypisać sobie jakiejkolwiek wygranej.

Strajki i blokady wybuchły w całej Francji.

Po drugiej stronie jest Emmanuel Macron, jego rząd i kilku fanatyków, którzy w niego wierzą. Wiedzą, że są w mniejszości, ale właśnie stąd czerpią swoją siłę. Macron nie jest prezydentem, który został wybrany, by być lubianym czy nawet docenianym. Ze swoim czystym i doskonałym przywiązaniem do gospodarki, do efektywności, do wyników, ucieleśnia szczyt polityki. Nie widzi ludzi, życia, istot ludzkich, tylko atomy, z których można wydobyć wartość. Macron to swego rodzaju zły robot, który chce jak najlepiej dla tych, którymi rządzi wbrew ich woli. Jego wyobrażenie o polityce to arkusz kalkulacyjny Excela: dopóki obliczenia są poprawne, a liczby wyglądają w porządku, będzie stale szedł do przodu. Z drugiej strony wie, że jeśli będzie się wahał, drżał lub poddawał, nie będzie mógł twierdzić, że rządzi czym- czy kimkolwiek.

Bezpośrednia konfrontacja [face à face] niekoniecznie jest jednak symetryczna. “Ruchowi społecznemu” grozi zmęczenie i rezygnacja, a prezydenta do rezygnacji skłonić mogłoby jedynie namacalne ryzyko wybuchu powstania. Od momentu użycia artykułu 49.3 w czwartek widzimy, że sytuacja się zmienia. Teraz, gdy negocjacje z władzami stały się nieważne, “ruch społeczny” kipi i prześciga sam siebie. Jego kontury stają się preinsurekcyjne.

Pozostaje jeszcze trzecia, nieoficjalna siła: inercja. To ci, którzy na razie z lenistwa, strachu lub mniej lub bardziej przypadkowego powodu odmawiają włączenia się do walki. Na razie skutecznie grają na rzecz rządu, ale im bardziej niestabilna stawać się będzie sytuacja, tym bardziej będą zmuszani do opowiedzenia się po którejś ze stron - czy to ruchu, czy rządu. Wielkim osiągnięciem Żółtych Kamizelek było wydobycie frustracji i niezadowolenia zza ekranów, wyciągnięcie ludzi na ulice.

Najlepszą emeryturą jest atak1

Ale co tak naprawdę kryje się za tą konfrontacją i jej inscenizowaniem? Co chwyta za serce, wzbudzając odwagę lub wściekłość? Stawką jest odrzucenie pracy. Oczywiście nikt nie ośmiela się tak formułować problemu, bo gdy tylko mówimy o pracy, zaciska się na nas stara pułapka. Jej mechanizm jest jednak prosty i dobrze znany: za samym pojęciem pracy kryje się dobrowolne pomieszanie dwóch całkiem odrębnych rzeczywistości. Z jednej strony jest praca jako jednostkowe uczestnictwo w kolektywnym życiu, udział w jego bogactwie i kreatywności. Z drugiej strony, praca jako szczególna forma indywidualnego wysiłku w ramach kapitalistycznej organizacji życia - czyli praca jako ból i wyzysk. Jeśli ktoś odważy się skrytykować pracę lub nawet życzyć sobie jej zniesienia, zostanie to zwykle zrozumiane jako drobnomieszczański kaprys lub rynsztokowy nihilizm. W końcu - mówi się nam - jeśli chcemy jeść chleb, potrzebujemy piekarzy; jeśli chcemy piekarzy, potrzebujemy piekarni; jeśli chcemy piekarni, potrzebujemy murarzy; a do ciasta, które wkładamy do pieca, potrzebujemy rolników, którzy sieją, zbierają plony i tak dalej. Nikt, oczywiście, nie jest w stanie podważyć tak niesamowicie twardych dowodów.

Problem, nasz problem, polega na tym, że jeśli odrzucamy pracę do tego stopnia - jeśli jesteśmy milionami na ulicach walącymi w bruk, aby uniknąć poddania się dwóm kolejnym latom pracy - to nie dlatego, że jesteśmy leniwi lub marzymy o wstąpieniu do klubu brydżowego, ale dlatego, że postać wspólnego i kolektywenego wysiłku w tym społeczeństwie jest nieznośna, upokarzająca, często bezsensowna i okaleczająca. Jeśli się nad tym zastanowić, nigdy nie walczyliśmy o emeryturę - zawsze walczyliśmy przeciwko pracy.

Ludzie kolektywnie i masowo uznający, że dla większości z nas praca jest cierpieniem - to coś, do przyjęcia czego władze nie mogą dopuścić. Oznaczałoby to zniszczenie całego gmachu społecznego, bez którego byłyby niczym. Ale jeśli naszym wspólnym stanem jest to, że nie mamy władzy nad naszym życiem i o tym wiemy, to paradoksalnie wszystko staje się znów możliwe. Zauważmy, że rewolucje nie muszą wymagać wielkich teorii i skomplikowanych analiz; czasem wystarczy po prostu postawić drobny postulat, którego trzyma się do końca. Wystarczy, na przykład, odmówić bycia poniżanym: przez harmonogram, przez pensję, przez kierownika lub zadanie. Wystarczyłoby stworzyć kolektywny ruch, który zawiesiłby udrękę kalendarza, listy rzeczy do zrobienia czy porządek obrad. Wystarczyłoby upomnieć się o najbardziej minimalną godność dla siebie, swojej rodziny i innych, a cały system by się zawalił. Kapitalizm w końcu nigdy nie był niczym innym niż obiektywną i ekonomiczną organizacją upokorzenia i bólu.

Krytyka przemocy

To powiedziawszy, musimy uznać, że kontestowana przez nas organizacja społeczna jak na razie nie trzyma się w kupie tylko dzięki zawłaszczeniu środków do przetrwania i szantażem. Jest to możliwe również dzięki przemocy policji. Nie będziemy się zagłębiać w społeczną rolę policji i powody, dla których zachowuje się ona tak obrzydliwie; zostały one już wystarczająco dobrze zsyntetyzowane w tekście “Why All Cops Are Bastards”. To, co wydaje nam się pilne, to strategiczne myślenie o ich przemocy; o tym, co poprzez nią represjonują i dławią terrorem i zastraszaniem.

W ostatnich dniach badacze i komentatorzy potępili brak profesjonalizmu policji - jej ekscesy, arbitralność, a czasem nawet przemoc. Nawet BFMTV [najbardziej oglądany konserwatywny kanał informacyjny we Francji], było zaskoczone, że z 292 osób aresztowanych w czwartek, 16 marca na Place de la Concorde, 283 zostały zwolnione z policyjnego aresztu bez oskarżenia, a pozostałe 9 otrzymało zwykłą naganę. Problem z tego rodzaju oburzeniem polega na tym, że skupiając się na postrzeganej dysfunkcji systemu, uniemożliwiają sobie dostrzeżenie tego, co może być jedynie celową strategią. Jeśli setki BRAV-M [Brigades de répression des actions violentes motorisées, policyjnych jednostek motocyklowych utworzonych podczas protestów Żółtych Kamizelek] przemierzają ulice Paryża, by ścigać i bić protestujących, jeśli w piątek dekret prefektury zakazał jakichkolwiek zgromadzeń gdziekolwiek na obszarze obejmującym około jednej czwartej całej stolicy, to dlatego, że [Emmanuel] Macron, [minister spraw wewnętrznych Gérald] Darmanin i [prefekt paryskiej policji Laurent] Nuñez uzgodnili strategię: opróżnić ulice, wstrząsnąć ciałami, przerazić serca… i spróbować wszystko to przeczekać.

Powtórzmy to - nikt nigdy nie wygrywa z policją “militarnie”. Policja jest przeszkodą, którą trzeba trzymać w ryzach, unikać, wyczerpać, zdezorganizować lub zdemoralizować. Pozbycie się policji nie polega na naiwnej nadziei, że pewnego dnia złoży ona broń i przyłączy się do ruchu, ale przeciwnie, na upewnieniu się, że każda podjęta przez nią próba przywrócenia porządku za pomocą przemocy spowoduje jeszcze większy nieporządek. Przypomnijmy sobie, jak w pierwszą sobotę Żółtych Kamizelek, na Polach Elizejskich [słynnej alei w Paryżu], tłum, który szczególnie czuł, że działa w zgodzie z prawem, skandował “policja z nami”. Po kilku policyjnych szarżach i salwach gazu łzawiącego później, najpiękniejsza aleja świata zamieniła się w pole bitwy.

Ucząc się z represji

Nasze możliwości podejmowania strategicznych decyzji na ulicy są jednak bardzo ograniczone. Nie mamy żadnego sztabu generalnego, tylko nasz zdrowy rozsądek, liczebność i pewną skłonność do improwizowania. W obecnej konfiguracji możemy jednak wyciągnąć pewne wnioski z ostatnich tygodni:

  • Nadzorowanie demonstracji, czyli utrzymywanie ich w granicach nieszkodliwości, jest zadaniem, które rozdzielają między siebie przywódcy związkowi i policja. Demonstracja, która przebiega zgodnie z planem, jest zwycięstwem rządu. Z kolei demonstracja, która przekracza przygotowane dla niej granice, wywołuje niepokój na jego najwyższych szczeblach, demoralizuje policję i przybliża nas do zniesienia pracy. Tłum, który nie akceptuje już trasy wytyczonej przez policję, który niszczy symbole gospodarki i radośnie wyraża swój gniew, jest zakłóceniem - a więc zagrożeniem.

  • Do tej pory, z wyjątkiem 7 marca, wszystkie masowe demonstracje były opanowane przez policję. Pochody związków zawodowych pozostały idealnie uporządkowane, a najbardziej zdeterminowani demonstranci byli systematycznie izolowani i brutalnie represjonowani. W niektórych okolicznościach odrobina zuchwałości wyzwala energię niezbędną do wyrwania się z ograniczających ram; w innych może umożliwić policji brutalne zamknięcie każdego okna możliwości. Zdarza się, jednak że gdy chce się wybić okno, najpierw łamie się nos na krawędzi jego ramy.

  • Ze względu na szybkość poruszania się i wyjątkową brutalność, policjanci BRAV-M są najgroźniejszą przeszkodą. Należy podważyć ich pewność siebie, którą zbudowali w ciągu ostatnich kilku lat, a zwłaszcza ostatnich tygodni. Jeśli nie możemy wykluczyć, że małe grupy od czasu do czasu ich przechytrzą i zmniejszą ich zuchwałość, to najskuteczniejszą opcją byłoby, aby pokojowy tłum związkowców i demonstrantów nie tolerował już dłużej ich obecności, stał z podniesionymi rękami i ilekroć policjanci próbowaliby przedrzeć się przez demonstrację, krzyczał na nich i odpychał. Jeśli ich obecność na demonstracjach zacznie powodować nieporządek zamiast przywracać porządek, pan Nunez będzie zmuszony do wygnania ich na Ile de la Cité [wyspę w centrum Paryża], aby zamknąć ich w swoim garażu na rue Chanoinesse.

  • W czwartek 16 marca, po ogłoszeniu użycia artykułu 49.3, zapowiedziana z wyprzedzeniem demonstracja związkowa i bardziej rozproszone wezwania do działania zbiegły się po drugiej stronie mostu Concorde przed Zgromadzeniem Narodowym. Ponieważ głównym celem policji była ochrona przedstawicieli narodu, zepchnęła ona tłum z powrotem na południe. Dzięki temu manewrowi demonstranci znaleźli się na turystycznych ulicach centrum miasta i rozproszyli po nich. Sterty śmieci pozostawione przez strajkujących śmieciarzy spontanicznie stały się ogniskami, spowalniającymi i uniemożliwiającymi reakcję policji. W wielu miastach w całym kraju, takie spontaniczne palenie śmietników stało się znakiem rozpoznawczym ruchu.

  • W piątek 17 marca policja opanowała ponowioną próbę udania się na Place de la Concorde. Choć demonstranci byli odważni i zdeterminowani, znaleźli się w pułapce. Zamknięto ich jak w imadle, przez co nie mogli odzyskać swojej mobilności; prefektura nie popełniła tego samego błędu co dzień wcześniej. W sobotę trzecie wezwanie do zgromadzenia się na tym samym placu przekonało władze do zakazania wszelkich zgromadzeń na obszarze rozciągającym się od Pól Elizejskich do Luwru, od Grands Boulevards do rue de Sèvres - innymi słowy, przez około jedną czwartą Paryża wokół Pałacu Elizejskiego i Zgromadzenia Narodowego. Tysiące policjantów stacjonujących w tym rejonie było w stanie zapobiec rozpoczęciu jakiegokolwiek zgromadzenia poprzez nękanie przechodniów. Po drugiej stronie miasta, zgromadzenie na Place d’Italie wzięło pod uwagę to, jak rozmieszczona była policja i rozpoczęło spontaniczną demonstrację w przeciwnym kierunku. Mobilne grupy były w stanie blokować ulice przez kilka godzin, podpalając śmietniki i chwilowo uciekając przed BRAV-M.

  • ABC strategii mówi, że taktyki nie powinny ze sobą się ścierać, tylko się komponować. Prefektura Paryża przedstawiła już swoją narrację bitewną: odpowiedzialne, ale nieszkodliwe masowe demonstracje po jednej stronie, nocne zamieszki prowadzone przez radykalne i bezprawne skrajne ugrupowania po drugiej. Każdy, kto był na ulicach w ostatnim tygodniu, wie, jak bardzo kłamliwa jest ta karykatura i jak ważne [dla władzy] jest, by tak pozostało. Bo to jest ich ostateczna broń: podzielić rewoltę na dobrą i złą, odpowiedzialną i niekontrolowaną. Solidarność to ich najgorszy koszmar. Jeśli ruch nabierze intensywności, to w końcu dojdzie do tego, że związkowe pochody zostaną zaatakowane i w konsekwencji będą musiały się bronić. Zaskakujące blokady obwodnic przez grupy należące do CGT [Confédération Générale du Travail, krajowy związek zawodowy] wskazują, że część ich bazy już jest zdecydowana wyjść poza rytuały. Kiedy w poniedziałek w Fos-sur-Mer interweniowała policja, by wyegzekwować polecenia prefekta, związkowcy eskalowali do konfrontacji. Im bardziej mnożą się akcje, tym bardziej rozluźni się uścisk policji. A Gérald Darmanin już wspomniał, że w ciągu ostatnich kilku dni odbyło się ponad tysiąc dwieście spontanicznych demonstracji.

“Władza jest logistyczna - zablokujmy wszystko”

Poza samą przemocą, skuteczność policji polega również na jej sile dywersji. Wyznaczając miejsce, formę i czas konfrontacji, wysysa z ruchu energię. Jeśli, by zmusić Macrona do rezygnacji z wydłużenia godzin pracy, stawiamy na nieporządek i zagrożenie jakie stanowi on dla rządu, blokowanie jest kluczowe. Nikt nie będzie czekał w nieskończoność na strajk generalny klasy robotniczej i ruchu pracowniczego zżeranego przez trzydzieści lat neoliberalizmu. Najbardziej oczywistym, spontanicznym i skutecznym gestem politycznym jest obecnie zablokowanie przepływów gospodarczych, przerwanie normalnego przepływu towarów i ludzi.

Za przykład może posłużyć to, co przez dwa tygodnie organizowano w Rennes. Zamiast konfrontacji z policją jako głównego celu, mieszkańcy Rennes utworzyli półpubliczne zgromadzenia, w ramach których wymyślano akcje blokowania. W poniedziałek o świcie, pod wezwaniem do uczynienia miast “martwymi”, setki ludzi rozrzuconych w kilku punktach miasta przyszły zablokować główne drogi i obwodnicę Rennes. Dwa tygodnie wcześniej trzysta osób podpaliło w środku nocy pojemniki na śmieci, blokując ulicę w Lorient do wczesnego ranka. Wyzwaniem nigdy nie jest konfrontacja z policją, ale wzięcie jej z zaskoczenia, stanie się ukradkowym. Namnażanie punktów blokowania i nieporządku jest oczywiste nawet z punktu widzenia tych, którzy stawiają tylko na liczby i wciąż czekają na strajk generalny. Gdyby po eksplozji w odpowiedzi na użycie artykułu 49.3 w ostatni czwartek, było tylko wezwanie [od oficjalnego kierownictwa związku] do demonstracji w następny czwartek, wszyscy stawiliby się jeden ostatni raz i pogodzili się z porażką. Z kolei blokady i rozproszone zamieszki wzbudziły odwagę, pewność siebie i impet, których ruch potrzebował, aby wyjść poza deadline’y ustalone za drzwiami przywódców związkowych.

Okupujcie, by się spotykać i organizować

Zapaść klasycznej polityki wraz z jej partiami i rozczarowaniem otworzyła drogę innowacyjnym autonomicznym eksperymentom. Ruch przeciwko prawu pracy, Nuit Debout [ruch w 2016 roku], Żółte Kamizelki, les Soulèvements de la Terre [“powstania ziemi”, niedawna seria mobilizacji ekologicznych wykorzystujących masowe działania bezpośrednie] i wiele innych potwierdziły w ostatnich latach, że nie tylko nie ma już czego oczekiwać od politycznej reprezentacji, ale też że nikt jej już nie chce.

Każda z tych sekwencji zasługiwałaby na dogłębną analizę jej mocnych i słabych stron, ale my pozostaniemy przy jednym podstawowym fakcie: zdestytuowanie władzy wymaga wymyślenia nowych form - a wobec atomizacji metropolii, potrzebujemy miejsc do tego, w których możemy się spotykać, myśleć i działać. Od dziesięcioleci okupacja budynków, kampusów uniwersyteckich czy innych miejsc należy do oczywistych praktyk każdego ruchu. Prezydent uniwersytetu, który zgodził się na interwencję policji na swoim kampusie, został natychmiast potępiony, ponieważ uznano za oczywiste, że zbiorowe i partycypacyjne zawłaszczenie przestrzeni jest minimalną odpowiedzią na prywatyzację wszystkich przestrzeni i policyjną kontrolę przestrzeni publicznej.

Jest jasne, że dziś nie toleruje się żadnych okupacji. Jeśli, jak to miało miejsce w Rennes, ktoś przejmie opuszczone kino, by przekształcić je w Maison du Peuple [“dom ludu”], gdzie spotykają się związkowcy, aktywiści i mieszkańcy, to socjalistyczny burmistrz miasta eksmituje je w ciągu 48 godzin, wysyłając do tego setki policjantów. Jeśli chodzi o uniwersytety, ich władze bezwstydnie powołują się na ryzyko zakłócenia porządku i możliwość nauki zdalnej, aby zamknąć je administracyjnie lub wysłać policję przeciwko własnym studentom. Z drugiej strony, wszystko to podkreśla, jak ważne jest posiadanie miejsc, w których możemy się spotkać i zorganizować, i jak bardzo mogą one zwiększyć nasze możliwości. W Paryżu podjęto próbę okupacji Bourse du Travail [hali związków zawodowych] po hucznym zgromadzeniu i spontanicznym bankiecie pod szklanym sufitem ruchu robotniczego. Próba ta zakończyła się jednak w nocy, z powodu niezdecydowania i niezrozumienia ze strony związków zawodowych i autonomicznych buntowników. Potrzebujemy miejsc, by budować więzi i solidarność, a także potrzebujemy więzi i solidarności, by utrzymać miejsca - jak w dylemacie z kurą i jajkiem.

W Rennes ruch tymczasowo przezwyciężył ten problem: po ewakuacji uczestnicy Maison du Peuple spotykali się w świetle dziennym i kontynuowali organizowanie blokad oraz spotkań - prawdopodobnie czekając, aż będą wystarczająco zjednoczeni i silni, by odzyskać coś z dachem, bieżącą wodą i ogrzewaniem. Wydaje się, że granice, jakie osiągnął w Paryżu eksperyment Nuit Debout, wykluczyły możliwość spotkań na świeżym powietrzu. Pokutuje po nim karykatura, że dyskusje pod gołym niebem owocują jedynie monologami bez początku i końca. Pamiętamy jednak o aperitifie u Vallsa2 i potencjału - istniejącego nawet z naszej egocentrycznej, wielkomiejskiej samotności - bezwłocznego podjęcia decyzji i pospiesznego udania się do domu premiera w towarzystwie kilku tysięcy osób. To, że rząd tak bardzo chce nas pozostawić bez punktów spotkań, pokazuje, jak pilne jest ich ustanowienie.

Ku nieskończoności i jeszcze dalej

Jak już powiedzieliśmy, ruch zaczyna nabierać preinsurekcyjnych kształtów. Każdego dnia mnożą się blokady i nasilają się akcje - czwartek będzie zatem decydujący. Z punktu widzenia reformy, jeśli czwartkowe demonstracje wymkną się spod kontroli, Macron zostanie zapędzony w kozi róg. Albo podejmie ryzyko “czarnych sobót”3 wszędzie w kraju - czyli żółto-kamizelkizacji, której obawia się ponad wszystko - albo w piątek się wycofa, powołując się na ryzyko dużych i niekontrolowanych wystąpień.

Stawką jest teraz wszystko, a nawet więcej. Lewica przygotowuje zasadzkę i jest gotowa sprzedać ludziom lukę wyborczą, iluzję referendum, a nawet budowę IV Międzynarodówki - cokolwiek, co pozwoli wezwać ich do cierpliwości i powrotu do normalności. Aby ruch mógł przetrwać i uniknąć kooptacji oraz represji, będzie musiał jak najszybciej zmierzyć się z pytaniem, które jest kluczowe dla każdego powstania: jak użyć środków swojej samoorganizacji? To pewne, że niektórzy już teraz zastanawiają się, jak żyć komunizmem i szerzyć anarchię.


Materiały dodatkowe

  1. Nawiązanie do “najlepszą obroną jest atak”. Oryginalny tekst to gra słów oparta na podobieństwie między francuskimi słowami “odwrót” i “emerytura”. 

  2. 9 kwietnia 2016 roku, podczas walnego zgromadzenia, uczestnicy ruchu Nuit Debout postanowili wprosić się do domu premiera Manuela Vallsa na aperitif. Miesiąc później, 10 maja 2016 roku, w obliczu niepokornego ruchu społecznego, Valls ogłosił, że postanowił powołać się na artykuł 49:3 Konstytucji, aby wprowadzić w życie niepopularne Loi Travail [prawo pracy] bez głosowania w Zgromadzeniu Narodowym - precedens dla obecnego kryzysu. 

  3. Począwszy od 1 grudnia 2018, ruch Żółtych Kamizelek wielokrotnie mobilizował się w soboty, zakłócając pracę obszarów miejskich.